Niedziela, 11 lipca 2004, wieczorem
Ciepły, lipcowy wieczór, powietrze przejrzyste,
na ciemniejącym niebie zorze powłóczyste,
które wiatr jakby pędzlem rozmazał szeroko
nadając barwy piękne i cieszące oko.
Łąkę – po której idę – mrok właśnie przemienił
w pachnący ziół tysiącem ocean zieleni,
dłoń dotyka traw wiechci a kiedy się zniżę
wącham kwiaty na końcach wysmukłych łodyżek.
Jeszcze łuna różowa dogasa nad lasem,
jeszcze ptak na dobranoc coś zaśpiewa czasem
lecz wiatr zamilkł zupełnie… widać gwiazdy pierwsze,
które się układają w księżycowe wiersze.
I wtedy, gdy tak wokół cicho się zrobiło
lipiec przysłał mi nagle niespodziankę miłą:
…bo spośród traw wysokich w różowym półmroku
zagrał swoją cykadę pierwszy świerszcz w tym roku!
Dziennik okrętowy
Wiara jest jak dziób statku,
który lody kruszy
i jak śruba, co morze
na połówki dzieli…
Miłość, to ciepło czapki
wciągniętej na uszy
lub przytulna kajuta
wśród morskiej kipieli…
Nadzieja jest kotwicą
dla zbłąkanej duszy
i lądu zwiastowaniem
w mew skrzydlatej bieli…
Nokturn
Srebrna tarcza księżyca noc rozświetla ciemną
i blask daje tak silny, że w dole pode mną
cienia niekształtna plama sunie krok po kroku
nanizana na ścieżkę widoczną w półmroku.
Kiedy głowę podnoszę ? dostrzegam w zachwycie
na granatowoczarnym, bezkresnym suficie
tysiące złotych iskier z bożego ogniska…
…każda na własny sposób jarzy się i błyska,
poniżej wyszczerbiony horyzontu zarys;
widać las, kilka krzewów, jakiś domek stary,
słychać nocnego ptaka krzyk w mroku złowieszczy,
nadepnięta gałązka pod mą stopą trzeszczy…
…a gdy nieruchomieję ? to po chwili ciszy
słyszę słabe szuranie jeża albo myszy…
ptak się gwałtownie zrywa ? i bezgłośnie prawie
powietrze przecinając miękko siada w trawie.
Stoję tak dłuższą chwilę. Słuch już wyostrzony
wychwytuje kaskadę dźwięków z każdej strony…
słychać muzykę nocy… nokturnowe brzmienia
przenikające ciemność i strefy półcienia…
tu coś dzwoni cichutko… tam miarowo kląska…
delikatnie o blachę uderza gałązka…
liście szumią przy wiatru najmniejszym podmuchu…
jęczy stary pień drzewa, choć stoi w bezruchu.
Wtem… jakby werbel zabrzmiał gdzieś z bardzo daleka
– to na nocnych przechodniów pies zajadle szczeka;
potem odgłos pociągu, hen, zza lasu ściany
zabrzmiał jak suchy piasek na papier sypany.
Kot wędrujący ścieżką znieruchomiał w chwili,
gdy usłyszał, że w krzakach jakieś pisklę kwili
i wielkie swoje oczy, latarki zielone,
z drapieżnym natężeniem zwrócił w tamtą stronę…
Nocnej muzyki dźwięki pod księżyca zorzą
dramatyczną, choć piękną kompozycję tworzą
lecz pora iść do domu ? więc już tylko słyszę
własne kroki, którymi rozdeptuję ciszę…
Bajeczka o młodym molu
(historia z morałem dla młodzieży)
Wyfrunął z szafy pewien mól młody
i po mieszkaniu wędrował całym,
lecz gdy do szafy wrócił z przygody,
ostre wymówki tu go spotkały.
Pan Mól pospołu z Panią Molową
zaczęli krzyczeć na swego syna:
?Fruwać po świecie jest wciąż niezdrowo!
To jest najczęstsza śmierci przyczyna !!!
Ludzie nas przecież tak nienawidzą,
że wciąż podstępy różne szykują
a kiedy mola w domu swym widzą,
to bez litości zaraz… mordują !!!?
Słysząc to ? śmiać się ich syn zaczyna
i do rodziców tak mówi swoich:
?Nie znacie życia ! W tym tkwi przyczyna,
że każde z was się tak o mnie boi !!!
Choć jestem młody ? lecz świat poznałem…
Ludzie serdeczni są oraz mili !!!
Wiem to z pewnością, bo gdy fruwałem,
to oni ciągle… BRAWO MI BILI !!!