OSTATNI LOT
Młody wróbel, który wiosną
przez rodziców był karmiony
rósł w nieświadomości – ilu
wrogów czyha z każdej strony.
Już miał pióra, skrzydła, ogon,
już był duży tak jak tata,
więc go matka nauczyła
jak się po ogrodzie lata.
Dnia pewnego ruszył śmiało
w pierwszą podróż swego życia
wciąż nie wiedząc, że dla innych
jest obiektem do spożycia.
Wszystko było dobrze, póki
fruwał sobie w sposób taki,
że mógł w ciągu kilku sekund
ukryć się pomiędzy krzaki.
Lecz pofrunął ponad drzewa
i wtem… ujrzał kątem oka,
że jak pocisk frunie za nim
wielka, czarno biała sroka.
Wróbel chciał ratować życie,
gnał i robił wciąż zygzaki,
bo mu instynkt podpowiadał,
że się męczą duże ptaki…
i faktycznie, tamta sroka
odfrunęła dość zmęczona,
ale… przyfrunęła druga
atakując od ogona.
To już było dla wróbelka
próbą ponad jego siły.
Druga sroka go dopadła.
Obie obiad urządziły.
Jaki będzie morał wiersza
widać świetnie już na oko:
„niebezpiecznie jest za młodu
szukać szczęścia zbyt wysoko!”



MOJE ZMĘCZENIE
Zmęczenie – to codzienność moja…
podobne nieco jest do cienia,
bo od południa do wieczora
rozmiary swoje znacznie zmienia.

Jak jeździec konia – mnie dosiada
i dłonie kładzie mi na oczy,
bo świetnie wie, że tym sposobem
skutecznie umysł mój zamroczy.

Choć chcę coś zrobić – to nie mogę,
bo w głowie rośnie szumu fala,
a co najgorsze – gdy chcę zasnąć
zmęczenie na to nie pozwala.