Ballada o motylu

Popołudnie? sierpień? słońce?
kwiaty barwne i pachnące?
relaks… spokój? miła chwila?
a wśród kwiatów lot motyla?

Motyl frunie w moją stronę,
usiadł obok? rozłożone
skrzydła w blasku złotym grzeje,
ciepło zmienia na nadzieję?

lecz gdy patrzę w skrzydeł tęczę
widzę strzępy? głową ręczę,
że ma w skrzydłach spore braki?
czyżby go dziobały ptaki?

Skrzydła zwykle są ozdobą?
lecz ten motyl ma za sobą
złego losu groźne sieci?
?Spojrzę z bliska – nim odleci.

Powolutku zbliżam głowę?
Teraz mam doznania nowe,
bo patrzymy w oczy sobie?
on też śledzi, co ja robię?

W jego oczach troska szczera…
Czyżby o mnie? Czy ja teraz
też wrażenie sprawiam takie,
że dla niego jestem wrakiem?

Szukam w myślach odpowiedzi?
Motyl jeszcze chwilę siedzi
po czym ? bezszelestnie ginie
w kolorowych malw gęstwinie?

Cóż mi zatem pozostało?
Choć mi życie wyszarpało
w moich skrzydłach dziury spore
drogę w dalszy los obiorę !


 
 


Link do tej strony (HTML):

Link do tej strony na forum (BB code):